sobota, 22 sierpnia 2009

Mój pierwszy irish tin whistle.

Pierwszym nabytym przeze mnie tin whistlem był Guinness, będący w rzeczywistości wersją whistla Waltons litlle black (jedyna różnica to naklejka Guinnessa i cena). Kupiłem go w sklepie z pamiątkami podczas pobytu na zielonej wyspie w ramach praktyk studenckich. Uczyłem się wtedy na nim grać łącznie ze 3 godziny, po czym instrument powędrował na dno szafy, skąd wyjąłem go dopiero po 2 latach. Wtedy właśnie mnie wciągnęło. Zacząłem grać utwory z książeczki dołączonej do mojego „gwizdaka” i już nie było odwrotu. Kiedy kupiłem swojego drugiego tin whistla (niklowany Generation) Guinness powędrował do torby, aby towarzyszyć mi zawsze i wszędzie. Niestety ze względu na cienki materiał, z którego była wykonana jego „rurka” (to się chyba profesjonalnie nazywa przebierka), instrument skończył żywot zgnieciony książkami. Próbowałem go rozprostować, niestety z miernym skutkiem, co widać na zdjęciu.



Teraz ostał mi się, na pamiątkę po nim, jedynie ustnik i hobby w postaci nauki gry na tin whistle. W jednym z następnych wpisów umieszczę krótką instrukcję jak łatwo i bezboleśnie zdjąć ustnik, co przydaję się do różnych eksperymentów oraz pozwala na lekkie dostrojenie wysokości dźwięków wydawanych przez instrument.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz